Czy jest jeszcze dzisiaj miejsce na podróże odkrywcze? Malkontenci uważają, że świat się skurczył i przypisek „Insufficient Data” – brak danych, już dawno zginął z map świata. Człowiek wylądował na Księżycu – mówią -, poznał głębiny oceaniczne, wysyła w przestrzeń kosmiczną coraz to nowocześniejsze satelity mogące na zawołanie sfotografować każdy metr kwadratowy naszej Planety.

Mimo to nauczyciele geografii wciąż miewają wątpliwości. Która na przykład rzeka jest najdłuższą, która niesie najwięcej wody, czy ile wynosi powierzchnia jej dorzecza. Traktaty geograficzne, instytuty naukowe, czy wybitni badacze podają często bardzo odmienne liczby. Hierarchiczne klasyfikacje okazują się zwodnicze i co więcej – niestałe. Zmieniają się, bo dokładniejsze są mapy, bo zdjęcia satelitarne osiągają zdumiewającą rozdzielczość.

A kto wie, gdzie rodzi się królowa rzek Amazonka? Prestiżowe dzieło jakim jest „Encyclopaedia Britannica”, mówiąc o jej źródle przezornie ograniczyło się do lapidarnego skrótu: ” … Rzeka bierze początek wysoko w Andach, w odległości 100 mil od Oceanu Spokojnego”.

Dylematy geograficzne wzbudzają ożywione dyskusje. Wprawdzie źródło Missisipi odkryto już w 1682 roku, ale nic nie wiedziano o Nilu. Przez dwa tysiące lat źródło jednej z najniezwyklejszych rzek na Ziemi, stanowiło przedmiot rozważań i sporów, których nie można było rozwiązać. Historycy są zdania, że dramatyczne współzawodnictwo w poszukiwaniu jej miejsca narodzin wzbudziły euforię, porównywalną do entuzjazmu wywołanego w ponad sto lat później lądowaniem człowieka na Księżycu.

Pierwsze próby jego odnalezienia podjęto już w czasach Nerona idąc za pogłoską, że gdzieś w Afryce Środkowej znajdują się ośnieżone góry, z których bije źródło Nilu. Potwierdzał to żyjący na początku II wieku n.e. grecki geograf Ptolemeusz. Przez całe stulecia poszukiwania okazywały się bezowocne. W 1856 roku na zlecenie Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie, wyruszyła do Afryki Wschodniej głośna ekspedycja Richard Burtona i Johna Speke’a. Miała dotknąć obszary, gdzie nigdy nie stanęła stopa białego człowieka. Perfekcyjnie przygotowana wyprawa liczyła ponad stu tragarzy, służbę, silną eskortę uzbrojonych strażników i kilkadziesiąt zwierząt jucznych. Była dobrze zaopatrzona w żywność, broń, lekarstwa i towary do handlu wymiennego z prymitywnymi plemionami: tkaniny, paciorki weneckie, drut mosiężny. Eksploracja zakończyła się sporem dwóch panów, który miał trwać już na zawsze.

W 20 lat później ambitną misję mającą doprowadzić do ostatecznego wyjaśnienia pochodzenia Nilu, powziął Henry Stanley, opromieniony sławą odnalezienia Livingstona. Amerykański dziennikarz rozwiązał wielowiekowy dylemat zamykając jedną z wielkich epopei eksploracji afrykańskiej. Potwierdza to pamiątkowa tablica u źródła Kagera w Burundi, którą uważa się za górny bieg i początek Nilu.

Źródło potężnej Orinoko w Wenezueli zostało ustalone zaledwie w połowie ub. wieku przez ekspedycję francuską, a Żółtej Rzeki, symbolizującej wzloty i upadki starożytnych Chin, drugiej pod względem długości w tym kraju, dopiero w 1985 roku.

Dużo problemów nastręczało zlokalizowanie źródła Mekongu na błotnym terenie, pośród licznych jezior i potoków spływających z lodowców bezkresnego Płaskowyżu Tybetańskiego. To skomplikowany dla hydrologów obszar, istna pajęczyna niezliczonej ilości cieków wodnych, spośród których każdy mógłby pretendować do tytułu źródłowego odcinka. W 1995 roku francuski antropolog Michel Peissel wskazał źródło na przełęczy Rupsa na wysokości 4.975 m npm, skąd wypływa potok Zanaqu. Teza ta została natychmiast podważone przez chińską Akademię Nauk, która miała inne zdanie na ten temat. Naukowcy twierdzili, że początek rzeki stanowi potok Zayaqu, wypływający spod lodowca na górze Lasagongma, o 100 kilometrów od miejsca wskazanego przez Peissela. Dla wsparcia tej tezy, we wskazanym miejscu wzniesiony został pomnik. Kontrowersje nie ustały, bo inny departament tej samej Akademii przedstawił jeszcze inna tezę.

A co powiedzieć o Jangcy, trzeciej co do długości rzece świata. Do połowy XVIII wieku uważano, że głównym ramieniem rzeki nie jest dłuższa Jinsha Jiang, a ważniejszy szlak wodny, czyli Min Jiang. Współczesnych ten fakt nie przekonywał. Wątpliwości postanowił rozstrzygnąć w 1976 roku Instytut Badań Geograficznych w Pekinie. Po kilkumiesięcznych badaniach terenowych naukowcy stwierdzili, że źródłowym odcinkiem jest Tuotuo, biorący początek u podnóża góry Gelandandong. Ta wersja utrzymała się przez dziewięć lat. W 1985 roku Chińczyk z Hong Kongu Wong How Man ustalił na podstawie długości i wielkości przepływu, że Jangcy zaczyna się na Wzgórzu Jari, skąd wypływa potok Guangzhuguo. Brytyjski pisarz Simon Winchester, który przepłynął całą Jangcy aż do jej narodzin, napisał, że ze względu na atrakcyjność miejsca, eksploratorzy większą sympatią darzą jednak malownicze jezioro źródłowe na Gelandandong.

W przypadku tak potężnego systemu hydrograficznego i tak olbrzymiej arterii komunikacyjnej jaką jest Amazonka, komplikacje zwiększają się jeszcze bardziej. Wzruszyłem się do głębi duszy, kiedy po raz pierwszy znalazłem się nad Ukajali o której, dzięki Arkademu Fiedlerowi, śniłem od dzieciństwa. Podobnie jak i moi rówieśnicy, z którymi wychowywałem się w prowincjonalnym miasteczku, marzyłem o podróży dookoła świata i o puszczy amazońskiej nad Wielką Rzeką. Dopisało mi w życiu, bo mogłem w pełni zrealizować owe marzenia i Amazonka nie raz była moim domem przez wiele miesięcy.

Wiadomo, że rodzi się ona z połączenia dwóch dużych rzek spływających z Andów peruwiańskich: Marañonu i Ukajali. Ta ostatnia, uważana powszechnie za główną odnogę, powstaje z Rio Urabamba i jeszcze dalej leżącej na południu rzeki Apurimac. To właśnie jej źródło nigdy nie było bezspornie ustalone.

W latach 50. ub. wieku w dorzeczu górnej Ukajali, w prowincji Cailloma na południu Peru, przewijali się różni pasjonaci przygody i awanturnicy, którzy bez jakichkolwiek badań hydrologicznych formułowali odmienne kontrowersyjne hipotezy. Francuz Michel Perrin twierdził, że źródło znajduje się na górze Huagra, angielski dziennikarz Nicholas Asheshov z komandosem Johnem Ridgwayem uważali, że chodzi o górę Minaspata, słynny alpinista Walter Bonatti wskazywał na strumień Huarajo, a jeszcze inni na Jezioro Vilafro.

W 1969 r. prof. Carlos Peñaherrera del Águila wystąpił z tezą, że dyskusyjne miejsce znajduje się na górze Mismi. W dwa lata później kartografowie „National Geographic Magazine” dopatrzyli się na mapach, że miejscem najbardziej oddalonym od ujścia Amazonki, to znaczy tam, gdzie się ona rodzi, jest wspomniana przez Peñaherrerę Mismi. Tam bierze początek strumień Carhuasanta. Dotarł do niego fotograf tego miesięcznika Loren McIntyre i swoją bytnością „przypieczętował” kameralną interpretację. Wkrótce redakcja rozpropagowała lokalizację, ale miarodajni specjaliści nie akceptowali tej teorii, bo brakowało im kompleksowych pomiarów, niezbędnych do określenia rzeczywistego źródła. Twierdzili, że klasyfikacja rzeki wyłącznie na podstawie jej długości spotyka się jeszcze tylko w starych traktatach.

Określenie źródłowego odcinka rzeki głównej nastręcza badaczom dużo trudności, bo rzadko spełniane są wymagane kryteria hydrologiczne. Nie ma ogólnie przyjętej, jednolitej klasyfikacji, która fakt ten przesądzałaby, bo w różnych krajach, trochę na mocy tradycji, przyjmuje się częściowo inne mierniki służące za podstawę oceny. Mimo tego hydrolodzy chcieliby, aby za rzekę główną przyjmować ten ciek, który prowadzi najwięcej wody, jest najdłuższy, a jego źródło leży najwyżej nad poziomem morza. Nie bez znaczenia jest też aktywność dorzecza oraz geomorfologia terenu. Niekiedy za wyborem przemawiają tradycje utrwalone w historii i kulturze regionu.

Jak zauważa prof. Jerzy Makowski z Uniwersytetu Warszawskiego: „Niemal każda rzeka, to cała historia odkryć geograficznych, historia stopniowego poznawania jakiegoś regionu i jego hydrografii. Podczas takiego rozciągniętego w czasie poznawania popełniano nie jeden błąd, lecz nazwy geograficzne pozostały i na ogół nikt ich nie zmienia – tkwią przecież w kulturze ludności poszczególnych regionów, krajów, kontynentów”.

„Sama długość rzeki, niewsparta innymi kryteriami, jest marnym kryterium jej rangi w dorzeczu i często bywa pomijana – uzupełnia prof. Makowski.- Wełtawa jest dłuższa niż Łaba do miejsca spotkania obu rzek lecz nie jest uznawana za źródłowy dopływ Łaby. Podobnie jest z Wartą, która do miejsca spotkania z Odrą, jest od niej dłuższa, lecz to Warta jest dopływem niosącej więcej wody Odry, a nie odwrotnie”.

Często akceptuje się też rzekę „wydajniejszą”, o większym natężeniu przepływu, chociaż nie łatwo to ustalić. Błędów i wątpliwości jest nadal wiele. Rzeka Inn, będąca dopływem Dunaju, niesie więcej wody niż rzeka główna w miejscu gdzie Inn do niej uchodzi. Lecz rzeką główną jest Dunaj, bo to on zachowuje kierunek rzeki głównej, a nie Inn. Inaczej postąpiono w przypadku Missisipi i Missouri. Ta druga jest dopływem pierwszej, lecz ma większe dorzecze i jest dłuższa niż Missisipi powyżej miejsca spotkania. Stąd mówi się o dorzeczu Missisipi-Missouri.

Długo trwał spór o to, która z rzek – Bug czy Narew – jest ważniejsza. Prof. Jerzy Kostrowicki z Torunia wyrażał pogląd, że „Często Bug uważany jest za dopływ Narwi, jednakże nie ma po temu żadnego uzasadnienia prócz tradycji, gdyż zarówno długością, jak i wielkością dorzecza Bug znacznie przewyższa Narew”. Problem rozstrzygnął rządowym dekretem premier Józef Cyrankiewicz. Od 1962 roku ważniejszym stał się Bug. Klamka zapadła, ale ludzie z lewego brzegu tej rzeki, która od Serocka płynie wspólnym korytem, obstają nadal za Bugiem, denerwując tych z prawego, wiernych Narwi. Bug wprawdzie przegrał współzawodnictwo, ale zachował famę jednej z najpiękniejszych rzek w Polsce. Ostatniej w Europie nieuregulowanej, dziko płynącej w swoim naturalnym korycie rzeki, towarzyszą bezimienne cieki wodne, starorzecza, stawy i jeziora przyciągające wodnych turystów swoim naturalnym urokiem.

A co powiedzieć o Wiśle? Gdyby za główne kryterium przyjmować długość rzeki, to Wisła wpadałaby do Bugu, a nie odwrotnie, albowiem do Modlina Wisła liczy od źródeł 686 kilometrów, Bug zaś 802. Niemniej jednak przeważa większy przepływ w Wiśle i to ona uchodzi do Bałtyku.

Wracając do Amazonki. Miejscowa legenda mówi, że Stwórca tworząc Amazonię popadł w roztargnienie. Coś zaabsorbowało jego uwagę i dzieło tworzenia nie zostało zakończone. I postępuje po dzień dzisiejszy. Majestatyczna i tajemnicza Amazonia umknęła boskiej kontroli i dlatego nie jest porównywalna do żadnego innego miejsca na Ziemi. Niezwykle trudno ją ogarnąć i jeszcze trudniej przeniknąć jej ogrom w całej swojej pełni.

Pomocy naukowcom nie zapewnił nawet niezwykły postęp technologiczny. Wprawdzie zdjęcia satelitarne są często bogatsze w informacje od map topograficznych, ale same w sobie stanowią tylko wartościowy materiał porównawczy bądź uzupełniający, który może inspirować do dalszych badań. Tak jak dawniej, do wymazania białych plam niezbędna jest wciąż obecność człowieka, jego talent badawczy, pasja i wytrwałość.

Któregoś dnia postanowiłem rzucić wyzwanie i drążyć istotną nierozstrzygniętą kwestię. Latem 1996 r. przyszło mi kierować wyprawą „Amazon Source’96”, której trzon stanowili: admirał Guillermo Faura Gaig, autor monumentalnej monografii tej rzeki, inż. Zaniel Novoa z Pontyfikalnego Uniwersytetu Katolickiego w Limie, dr Siergiej Usznurcew z Rosyjskiej Akademii Nauk, oraz Raul Rojas z Departamentu Hydrografii peruwiańskiej Marynarki wojennej.

Jak uważa prof. Jerzy Makowski z Uniwersytetu Warszawskiego, oczekuje się aby w badaniach głównego odcinka rzeki i jego źródła, uwzględniono szereg kryteriów o których mówi każdy podręcznik hydrografii, tj. wielkość przepływu, długość, wysokość na poziomem morza, morfologia terenu, stopień nachylenia rzeki i przekrój poprzeczny koryta, ponadto przepływ specyficzny dorzecza wyrażany, czy jego aktywność, a nawet cechy demograficzne oraz tradycje utrwalone w historii regionu.

W lipcu 1996 r., po dwóch latach przygotowań, na poszukiwania wyruszyła pierwsza w historii wyprawa o charakterze naukowym. Miałem przyjemność ją kierować. Trzon jej stanowili: admirał Guillermo Faura Gaig, autor monumentalnej monografii o Amazonce, inż. Zaniel Novoa z Uniwersytetu Katolickiego w Limie oraz dr Siergiej Usznurcew z Rosyjskiej Akademii Nauk.

Począwszy od głównego cieku Apurimacu podążaliśmy pod prąd eliminując, na podstawie wyżej już wspomnianych kryteriów, w każdym jego rozgałęzieniu strumienie drugorzędne. Przeprowadzone w ciągu dwóch tygodni obserwacje i badania hydrologiczne oraz geomorfologiczne, pozwoliły na rozwiązanie enigmatyczności kontrowersyjnego miejsca narodzin Królowej Rzek.

Źródło zlokalizowaliśmy na stoku Quehuisha, w jałowej, odludnej krainie zdominowanej przez szarość kamiennych gór i rumowisk skalnych. Z mokradła pokrytego kępkami trawy i drobnymi krzewinkami wypływa tam na powierzchnię krystalicznie czysta, zimna woda. Niepozorna struga Apacheta po przyjęciu dopływów zmienia wielokrotnie nazwę. Z Lloqueta rodzi się Hornillos, potem dzika górska rzeka Apurimac, która spada z hukiem w głębokie kaniony. Na odległości 500 kilometrów wytraca aż 4000 metrów wysokości, czyli pięciokrotnie więcej niż w słynnym amerykańskim Wielkim Kanionie. Jej przedłużenie przybiera nazwę Ukajali, która wypływa leniwie na rozległą równinę. Wreszcie od konfluencji z Marañónem staje się właściwą Amazonką.

Nasze pomiary, niczym klocki logo, perfekcyjnie ułożyły się w całość. Apacheta odpowiada współczesnym wymogom nauki. Posiada największy przepływ w całym zawiłym obszarze źródłowym, wypływa z podobnej co inne cieki wysokości. Ma długość nie mniejszą od innych, więcej dopływów, a zatem lepiej rozwinięte dorzecze, a także większą aktywność hydrologiczną. Woda płynie w osi doliny, czyli zachowuje swój kierunek w miejscu spotkania z dopływem. Właśnie ta dolina stanowi historyczny szlak komunikacyjny Inków przez kontynentalny dział wód. Keczua mieszkający w tych okolicach potwierdzają, że potok prowadzi wodę przez cały rok i tak było od kiedy sięga ich pamięć. Raport uzupełniliśmy analizą mapy geologicznej potwierdzającą naszą tezę.

W świetle powyższych argumentów, na dzień dzisiejszy, można mówić o dominującej roli strumienia Apacheta, stanowiącego początek największej rzeki świata. Konkludując: początek Amazonce daje Apacheta wypływająca z góry Quehuisha (15°31’05” szer. pd i 71°45’55” dł. zach, wysokość 5170 m n.p.m.) leżącej na kontynentalnym dziale wód.

W maju 2011 roku Towarzystwo Geograficzne w Limie, postanowiło rozstrzygnąć narosłe kontrowersje i manipulacje dot. miejsca narodzin Amazonki oraz odciąć się od obiegowych opinii i narosłych mitów. Wykazująca zwykle powściągliwość, zasłużona dla popularyzacji i rozwoju nauk geograficznych instytucja, w swoim ostatecznym werdykcie zaakceptowała tezę źródła na górze Quehuisha, gdzie ustanowiono obelisk z tablicą upamiętniającą odkrycie.

Nauka bywa hermetyczna na nowe teorie, bo wprowadzają zamieszanie w ułożonym, tkwiącym zwykle przy ortodoksyjnych pozycjach świecie wiedzy. Z reguły potrzeba czasu, aby ugruntowała się w powszechnej świadomości i stała się uznanym kanonem. Nic dziwnego, że potrzeba było aż dwunastu lat, aby Towarzystwo Geograficzne w Limie uznało w ostatecznym werdykcie tezę wyprawy. „Tą decyzją chcemy odciąć się od dotychczasowych stereotypów i narosłych mitów”, napisał w uzasadnieniu dr Santiago Antunez de Mayolo, prezes tej instytucji. Postanowienie to jest arbitralne, bo jak twierdzi nestor polskich hydrologów prof. Zdzisław Mikulski: „Na świecie panuje zasada, że to instytucje geograficzne kraju, w którym znajduje się źródło rzeki, orzekają definitywnie jego położenie”.

Towarzystwo Geograficzne wyraziło też swoje zdanie na temat równie dyskusyjnej długości Amazonki. Literatura fachowa cytuje różne dane, które jednak nie posiadają wartości badawczej, ponieważ odnoszą się wyłącznie do okresu, w którym dokonano obliczeń. A trzeba pamiętać, że wysokie stany wody wciąż zmieniają, i to na znacznych odcinkach, bieg głównego koryta, które rozdziela się na odnogi kluczące zawile kilometrami po wielkiej, płaskiej jak stół równinie aluwialnej.

Ponadto w okresie cyklicznych wezbrań, w wyniku działalności erozyjnej, nurt modeluje nieustannie coraz to nowe, przyciągające uwagę estetyczne meandry, będące skutkiem nanoszenia nowych osadów i ponownego ich wymywania. Praca rzek nie jest jednokierunkowa, bo skrócenia zawsze idą w parze z wydłużaniem i świeże pętle powstają kosztem odciętych. Rzeka wciąż wydłuża i jednocześnie skraca swoją długość o dziesiątki czy nawet setki kilometrów. Ponieważ przyroda zachowuje równowaga, zatem możliwe jest wyliczenie średniej rocznej długości.

Dokonali tego naukowcy z brazylijskiego Instytutu Badań Kosmicznych w São José dos Campos. Po kilkuletnim procesie analizy i generowania średniego pomiaru stanu wód na mapach satelitarnych stwierdzili, że „najdłuższa droga wodna w dorzeczu Amazonki” posiada długość 7.040 km. Ten wynik pozbawia ostatecznie Nil światowego prymatu, bowiem największa rzeka Afryki, przy zastosowaniu tej samej procedury pomiaru, jest krótsza o 183 km. Żadna z rzek Planety nie dorównuje wielkością Amazonce, która dzierży jeszcze kilka innych rekordów: niesie najwięcej wody, posiada największą powierzchnię dorzecza i największą ilość dopływów. Wśród nich niektóre zaliczane są do największych rzek na Planecie.