Nie ukrywam, że czuję się trochę nomadą, bo tak jak oni jestem w nieustannej podróży. Dla mnie też żadne granice czy odległości nie stanowiły przeszkody. Żyjąc w harmonii z przyrodą, także często adoptowałem się do surowych warunków. Przetrwałem tylko dzięki swojej nieustępliwości oraz przystosowaniu do ekstremalnego środowiska. Podobnie do nich, nie zawsze też mieściłem się w rozpędzonej, zglobalizowanej rzeczywistości. Stąd moja fascynacja dziedzictwem i specyfiką kulturową Kazachstanu, sukcesora spuścizny cywilizacji koczowników stepów azjatyckich.

W stereotypowych wyobrażeniach Kazachstan kojarzy się zwykle z podbojami Aleksandra Wielkiego, czy z niepokonanymi hordami, które pod wodzą Czyngis-chana, mieczem i krwią stworzyły największe imperium w dziejach świata. Ale też i z jurtami koczowników, przemieszczających się w Wielkim Stepie w poszukiwaniu świeżych terenów do wypasu zwierząt. Potem, przez kilka stuleci, czyli do czasów wchłonięcia przez Związek Radziecki, historia tego kraju wypełniona była kompletną pustkę.

W 2015 roku fetowano tu 550-lecie kazachskiej państwowości. Głównym celem obchodów było podtrzymanie historii o własnym narodzie, jego walce o niezależność i umacnianie świadomości narodowej. Uroczystości miały przede wszystkim odwoływać się do dorobku wielkiej koczowniczej cywilizacji, kultury i duchowości ludów wędrowniczych, które dały początek pokoleniom Kazachów. Tradycja jest tu cały czas mocno kultywowana, miejscowi często rozpamiętują o swoich korzeniach i miłują wszystko to co reaktywuje ich przeszłość. Podkreślają z dumą, że ciągłość pamięci narodowej stanowi najwyższą wartość warunkującą zachowanie tożsamości w warunkach ekspansji cywilizacyjnej globalizacji.

Wydarzenie to było także okazją do podkreślenia znaczenia państwa jako potencjalnego lidera regionu, który zaprezentował się jako gospodarz Światowej Wystawy EXPO 2017, co daje mu powód do dumy. Ale miało też na celu pokazanie kraju o tysiącu twarzy i tolerancji między różnymi kulturami, gdzie bezkonfliktowo, obok autochtonów żyje ponad sto zasymilowanych różnych nacji, Rosjanie obok Kazachów, Turcy obok Koreańczyków czy Uzbeków. To wszystko na gigantycznym terytorium, ośmiokrotnie większym od Polski, liczącym zaledwie 18 milionów ludzi.

Dodajmy, że od czasów starożytnych dzisiejsze terytorium kazachskie było zamieszkiwane przez największą na świecie, 200-tysięczną rzeszę nomadów pochodzenia tureckiego i mongolskiego. Największy rozkwit społeczeństwa te osiągnęły podczas najazdu Mongołów pod wodzą Czyngis-chana w XIII wieku, oraz dominacji Timura. W połowie XV wieku powstał Chanat Kazachski, w którym migrujące plemiona żyły w symbiozie ze skupiskami osadniczymi, co stało się przyczynkiem do ukształtowała się specyficznej kazachskiej narodowości. W tym samym czasie utworzył się też język kazachski.

Trzy wieki później ekspansywna i kolonialna polityka Rosji carskiej spowodowała aneksję kraju. Po rewolucji październikowej Kazachowie całkowicie utracili swoją państwowość, Stalin zniewolił trudniących się pasterską hodowlą bydła koczowników, zabrał im stada zwierząt i poddał brutalnej kolektywizacji. Ubezwłasnowolnienie nie oznaczało jednak wykorzenienia tradycji. Narzucony siłą system radziecki nie „rozmył” ich tożsamości i nie odarł z dziedzictwa i dumy narodowej. Przetrwali, bo nieustannie wędrując w trudnych warunkach przyrodniczych między pastwiskami, mistrzowsko opanowali sztukę przetrwania, czyli wytrwałość, inwencję i wiedzę. Niepodległość odzyskali dopiero po rozpadzie Kraju Rad w 1991 roku. Dla młodej, raczkującej państwowości pojawiła się wielka szansa i zarazem wielkie wyzwanie.

Zaraz po odcięciu pępowiny z Moskwą, w okresie swoistego „zagubienia”, nowa republika wykazała wolę odzyskania swoich korzeni, których nawet mentalność „radziecka” nie była w stanie wymazać. „Pustkę światopoglądową” wypełniły procesy państwowotwórcze, przemiany polityczne uwzględniły odbudowę tożsamości etnicznej i kulturowej. Pierwszym krokiem było stworzenie flagi niebieskiego koloru związanego ze starym kultem Wielkiego Nieba – legendy z dawnej religii plemion wędrowniczych. W jej centrum umieszczono złotego orła symbolizującego siłę tkwiącą w sercu Azji. Wkrótce odrodził się też głęboko zakorzeniony w świadomości społecznej, przytłumiony przez lata przymusowego ateizmu, islam, A tuż obok niego tradycje koczownicze i plemienne.

Historyczny epos Kazachstanu i wielkiej cywilizacji nomadów, został pokazany kilkanaście lat temu w zachwycającym filmie „Koczownicy”, wyprodukowanym za 40 mln dolarów w koprodukcji z Holywoodem. To XVIII- wieczny obraz narodu kazachskiego, jego walki o niezależność oraz powstawanie świadomości państwowej. Oprócz wyjątkowej scenografii, pięknych kostiumów i hord jeźdźców galopujących w pełnym rynsztunku, szczególną uwagę widza przyciąga nie zmącony niczym horyzont, olśniewające krajobrazy, krystaliczne jeziora i ascetyczne masywy górskie. Rzadko oglądane na ekranach niebywałe piękno przyrody, nadaje filmowi sakralną atmosferę. To właśnie w takim świecie egzystowali wolni jak ptak nomadowie. Nic bowiem nie daje takiego poczucia wolności jak bezmiar surowego stepu.

Kultowy film ukazuje młodego wojownika Mansura, ze szlachetnego rodu Kazachów, który po zwycięstwie nad okrutnym wrogiem, zjednoczył rozrzucone koczownicze plemiona nie znające jeszcze pojęcia narodu. Reżyser odmalował wszechświat cywilizacji koczowniczej, która w surowych warunkach stepowych od zarania kształtowała organizacyjne formy życia wspólnot, ich strukturę, sposób gospodarowania i kulturę. Obraz ten jest pokazany bez przekłamania ani wątpliwej dziewiczości, ale na pewno z odcieniem melancholii za światem, który uszedł już do historii.

Dzisiaj przywiązani do swobody Kazachowie są ludem całkowicie osiadłym, ale tożsamość etniczna oraz ślady życia wędrownego uwidoczniają się w ich charakterze. Ludzie wyróżniają się mobilnością, są otwarci oraz tolerancyjni i niczym kameleon szybko dostosowują się do otoczenia, łatwo adoptując się do nowych warunków życia. Wykazują elastyczność i gotowość na zmiany. Nie oceniają spotykanych ludzi ze względu na ich przynależność rasową, religijną czy etniczną, swobodnie czują się w kontaktach z osobami z innych kultur.

Spuścizną kulturową nomadów, a jednocześnie emblematem jest wszechobecna jurta, twór wielowiekowych procesów kulturowych i duchowych. Ich widok towarzyszy na każdym kroku, zarówno jako symboliczna forma we współczesnej architekturze i dekoracjach, jak i prawdziwe, wojłokowe namioty, wystawione na ulicach i w parkach. Stoją w gmachach rządowych, w głównym miejscu muzeum, lub przerobione na przydrożną gospodę. Spotyka się je podczas obchodów świątecznych oraz jako nieodzowne schronienie na legendarnym stepie czy w górskich połoninach.

Wprawdzie Kazachowie nie mieszkają już w jurtach, to jednak ich funkcja jako mikrokosmosu, pozostaje nadal fundamentalna. Wciąż jest symbolem rodziny i tradycyjnej gościnności. To święty dom w którym odbywają się wszystkie uroczystości, ceremonie, narodziny, wesela i obrzędy pogrzebowe. To tu koncentruje się wszystko, co najcenniejsze w przekazie rodzinnym i rodowym, w tradycji i kulturze przodków.

Kazach znany jest z szacunku dla starszego pokolenia, oraz z kultu przodków. Dla niego liczy się znajomość protoplastów aż do siódmego pokolenia. Innym charakterystycznym atrybutem jest gościnność. Jedno z powiedzeń głosi, że „gdy gość wchodzi do domu przez drzwi, przez okno wlatuje szczęście”. Krojąc w jurcie mięso i przygotowując posiłek: manty, beszbarmak, szużuk, czy ajrak – fermentowane kobyle mleko, które – jak zauważył Marco Polo – jest jak „białe wino”, gospodarze śpiewali i tańczyli przy akompaniamencie dombyry – tradycyjnej miejscowej mandoliny. „Bo to umacnia poczucie tożsamości, sprzyja rodzeniu się więzów solidarności i wzajemnego zrozumienia – podkreśla mój przyjaciel Ałtaj. – Nie do pomyślenia, aby ktoś nie udzielił schronienia człowiekowi w upalne lato, czy mroźną zimę w stepie, bo każdy wie, jak trudno jest przeżyć w środowisku, w którym skupiska ludzkie oddalone są od siebie o sto i więcej kilometrów”.

Charakterystyczną cechą narodu kazachskiego jest jego jedność i więzi rodowo-plemienne. Prości ludzie zawsze tworzyli jedną wielką rodzinę. Jeśli komuś przytrafiło się coś złego, sąsiedzi i krewni byli gotowi do pomocy. Nie możliwe aby Kazach zostawił swoich bliskich w trudnej sytuacji, albo nie dbał o honor i godność swojej rodziny lub klanu.

Istotne znaczenie ma wychowanie dzieci. Tradycyjnie, przez 40 dni od narodzin, obejmuje się je szczególną opieką, bo rzekomo są podatne na wpływ złych duchów, które mogą nasłać na nie chorobę, albo nawet spowodować wymianę noworodka. Niebagatelna rola należy do dziadków, głównymi nosicieli tradycji i zwyczajów. Jak tylko dziecko zaczyna mówić, wprowadza się je w magiczny świat baśni i edukuje w formie gry. Kazachowie zawsze doceniali elokwencję, zdolność do improwizacji, komponowania piosenek, tworzenia poezji, zwłaszcza traktującej o bohaterskich czynach, bo z tym stykają się od młodego wieku.

W Kazachstanie brak jest zabytków, które można oglądać w Atenach, Rzymie, czy Aleksandrii, bo nomadowie nie wznosili trwałych budowli. To nie znaczy, że nie ma tam pozostałości prehistorii. Wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO rysunki naskalne z tajemniczymi idolami z głową w kształcie słońca, w krajobrazie archeologicznym Tamgały, dowodzą śladów tutejszego osadnictwa z połowy drugiego tysiąclecia p.n.e. Na wspomnianej liście znajdują się jeszcze inne wspaniałe obiekty, jak okazałe Mauzoleum Ahmeda Chodży Jesewi, wzniesione na przełomie XIV i XV w. z inicjatywy Timura, czy odcinek rozległej sieci dróg Jedwabnego Szlaku biegnący na długości 5 tysięcy kilometrów od Chang´anu/Luoyangu do Siedmiorzecza w Azji Środkowej. Stanowił on nie tylko drogę handlową między odległymi od siebie obszarami, ale również przybliżał różne cywilizacje i ułatwiał przenikanie wpływom kulturowym, wierzeniom religijnym, wiedzy naukowej, czy innowacjom technologicznym.

Jako niematerialne Dziedzictwo Kulturowe Ludzkości zostało także uznane przez UNESCO, wywodzące się ze stepów Azji egzotyczne polowanie z sokołami. Ten szczególny status, oprócz Kazachstanu, posiadają także m.in. Mongolia, Arabia Saudyjska, Syria, Hiszpania czy Polska. Kazachowie z pokolenia na pokolenie przekazywali sztukę polowania z drapieżnymi ptakami, która pozwalała im skutecznie zdobywać futerka na tradycyjną odzież. „To ważna część naszej kultury, piękny przykład symbiozy człowieka z dzikim ptakiem na łonie przyrody – zauważa astański dziennikarz Żumeken Tanżaryk. – Na taką listę trafiają specyficzne, warte zachowania dla potomnych, zajęcia ludzi”.

Polowania z sokołami praktykowane jest przez etniczną grupę koczowników kazachskich, 100 tysięczną mniejszość żyjącą z dala od świata w Mongolii, w zachodniej części Ałtaju. To właśnie w tym odludnym regionie, wśród koczowników spotkać można ostatnich „burkitshi”, myśliwych z sokołami którzy zimą, kiedy śnieg nie pozwala się skryć lisom i wilkom, wyruszają w góry na polowanie. Tradycja sięgająca X wieku, rozwinęła się głównie za władcy azjatyckiego imperium Czyngis-chana. Takie polowania, były praktykowane przez rządzących jako pokaz siły, na przykład tysiące sokolników towarzyszyło wielkiemu chanowi mongolskiemu Kubilajowi w łowach na drobną dziczyznę. Marco Polo który temu towarzyszył, relacjonował to w swojej książce „Opisanie świata”. Dla zachowania tradycji, każdego roku w październiku, myśliwi zbierają się w regionie Bayan-Ulghii, graniczącym z Kazachstanem i Chinami, aby uczestniczyć w zawodach tej specjalności.

Zdjęcia: Barcroft Media/Bull Press/Fotolia